Artykuły

W POLU NADUŻYĆ Współautor: Michał Duda

Wprowadzenie

Problematyka przemocy, nadużyć, wykorzystania zajmuje coraz więcej miejsca w literaturze psychologicznej, w badaniach, a także w świadomości społecznej. Szczególną uwagę poświęca się specyficznym grupom, które ze względu na niższą pozycję społeczną (na przykład kobiety, dzieci), mniejszą siłę fizyczną i psychologiczną, czy powszechne uprzedzenia (osoby należące do wszelkiego rodzaju mniejszości społecznych) są w widoczny sposób szczególnie narażone na doświadczanie nadużyć czy przemocy. Pojawiają się publikacje, które dotyczą uwarunkowań i skutków przemocy w rodzinie, nadużyć wobec dzieci, traumatycznych przeżyć obozowych i wojennych (por. np. Herman, 1997)

 

W tym artykule chcielibyśmy opisać rozumienie pojęcia nadużycie z punktu widzenia psychologii procesu. Odwołujemy się również, choć w ograniczonym zakresie, do innych publikacji dotyczących problematyki wykorzystania i przemocy. Naszym podstawowym celem jest przyjrzenie się temu, co się w sytuacji nadużycia wydarza (z perspektywy różnych, uczestniczących w niej stron), jaką rolę odgrywa kontekst, w którym się to dzieje, a także temu, jakie są późniejsze konsekwencje przeżytych nadużyć dla jednostki i dla społeczności, w której żyjemy.

 

Definicje

 

Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Uczeń, który nie jest „pupilkiem” polonisty, pisze znakomite wypracowanie dotyczące literatury science fiction. Literatura science fiction jest jego wielką pasją, więc wkłada w to całą swoją duszę. Z biciem serca czeka na ocenę i opinię nauczyciela. Nauczyciel rozdaje wypracowania i – przy całej klasie, tonem nie cierpiącym sprzeciwu – stwierdza: „Nie wierzę, że napisałeś to sam. Jedynka”.

Nauczyciel jest głęboko przekonany, że postąpił słusznie, więcej nawet, jest dumny, że nie dał się oszukać. Widzi, że uczeń nie reaguje, co potwierdza tylko jego przekonanie, że postąpił słusznie. Jeśli uczeń nie reaguje, to znaczy, że nie ma nic na swoją obronę. Sprawa jest zamknięta.

Z perspektywy ucznia sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W pierwszej chwili nie rozumie co się stało. Wszystkie jego nadzieje i marzenia pryskają. Jest całkowicie bezsilny i ma pustkę w głowie. Jest smutny, wściekły i rozgoryczony. Jednocześnie – nawet jeśli w tym momencie o tym nie myśli – wie dobrze, że nie ma żadnych szans, żeby się obronić. Nauczyciel nigdy go nie lubił, nie ma więc powodu, żeby nagle zaczął mu wierzyć. Przecież nie można udowodnić, że nie jest się wielbłądem. Próba obrony własnego stanowiska może się skończyć dodatkowym pogorszeniem sytuacji.

Zgodnie z teorią psychologii procesu, o nadużyciu można mówić wtedy, gdy jedna ze stron używa siły przeciwko komuś, kto nie może się obronić – nie jest w stanie zareagować natychmiast.

W książce „Sitting in the Fire” Mindell definiuje nadużycie jako:

 

„Bezprawne wykorzystanie siły fizycznej, psychologicznej lub społecznej przeciwko komuś, kto nie jest w stanie się obronić (zareagować natychmiast), ponieważ nie posiada równej siły fizycznej, psychologicznej lub społecznej” (Mindell, 1995, s.107; wyd. pol. 1999)

W zależności od tego, z czyjej perspektywy spojrzymy, sytuacja może być zdefiniowana różnie. Czyja perspektywa jest słuszna? Kto określa, czy dana sytuacja jest, czy nie jest nadużyciem? Czy możemy ustalić obiektywne kryteria nadużyć?

W pewnych sytuacjach – tak. W naszej kulturze istnieją zachowania, które jednoznacznie określa się tym mianem, nie pozostawiając miejsca na subiektywne interpretacje. Należą do nich na przykład przemoc fizyczna wobec słabszych czy wykorzystywanie seksualne dzieci.

Istnieje jednak wiele sytuacji, które są znacznie mniej oczywiste. O tym, czy doszło do nadużycia, czy nie, decyduje nie tylko zachowanie jednej ze stron, lecz także możliwość lub brak możliwości obrony po drugiej stronie. W związku z tym, nie da się sporządzić zamkniętego rejestru zachowań, których powinniśmy się wystrzegać, jeśli chcemy uniknąć nadużywania innych. Konieczne jest każdorazowe uwzględnienie subiektywnego doświadczenia osób, biorących udział w danym zdarzeniu (por. Goodbread, 1995 – 1996). Nauczyciel, w opisanej wcześniej sytuacji, mógł być przekonany, że uczeń ma możliwość obrony – wystarczyłoby przecież, żeby się odezwał i udowodnił, że napisał wypracowanie sam. Ale uczeń nie był w stanie się odezwać. I jego doświadczenie w tym momencie pozwala określić tę sytuację mianem nadużycia.

Definicja jest niezwykle ważna, ponieważ służy jako pierwsza linia obrony tym, którzy bronią się przed oskarżeniem o popełnienie nadużycia: „Mój czyn nie mieści się w rejestrze zachowań określanych jako nadużycie. A więc nie ponoszę odpowiedzialności”. Należy pamiętać, że w przypadkach wielu nadużyć to właśnie strona silniejsza nadaje całej sytuacji znaczenie.

Poszukiwanie obiektywnych kryteriów nadużycia samo w sobie może być niebezpieczne. W sytuacjach społecznych pojęcie „obiektywizmu” bywa wykorzystywane dla podniesienia wartości własnego stanowiska, i może służyć dewaluowaniu czyjegoś doświadczenia. Jednocześnie, „obiektywne” przyznanie rangi „słabszego” raz na zawsze, zakładające prawo do nieliczenia się z drugą stroną, niesie w sobie niebezpieczeństwo niekończących się oskarżeń, chowania się za własne słabości, popadnięcia w błędne koło zemsty, nieprzytomnego używania siły i kolejnych nadużyć.

 

Jeżeli, prócz obiektywnych kryteriów klasyfikujących akty przemocy, weźmiemy pod uwagę subiektywne doświadczenie jednostki, to zakres zjawisk, które można określić mianem nadużycia, znacznie się poszerza. Definicja tego zjawiska nie jest, i jak się wydaje, nie powinna być domknięta. Jej celem jest raczej to, by uczulić nas i zwiększyć naszą świadomość wokół tego, co może się dziać w sytuacji nierówności rang, niż to, by ostatecznie i obiektywnie podzielić wszystkie zjawiska na te, które nadużyciami są i te, które nimi nie są.

W tym sensie, definicja zaproponowana przez Mindella nie rozwiązuje „za nas” problemu, lecz raczej skłania do stałej uważności i przytomności. Nie jesteśmy w stanie zaprzestać wszelkich nadużyć na mocy jednego postanowienia, nawet przy bardzo dobrej woli. Potrzebny jest ciągły proces uczenia się, poszerzania świadomości wokół własnej siły i przywilejów, zauważania, kiedy inni nie mogą zareagować na moją siłę i „przestają istnieć”, nawet jeśli jeszcze przed chwilą oni byli silniejsi.

W centrum naszej uwagi jest więc specyficzna sytuacja czy interakcja, przebiegająca między stronami o nierównej sile w takim kontekście (społecznym, kulturowym), w którym jest możliwa.

W dalszej części tego artykułu spróbujemy rozważyć, co dzieje się po obu stronach tejże interakcji, a także przyjrzeć się temu, jaką rolę odgrywa kontekst społeczny, w którym nadużycie się wydarza.

 

„Bezprawne wykorzystanie siły….”

 

Konflikty i nadużycia

 

Nadużycie jest sposobem zachowania w sytuacji konfliktowej. Jest w pewnym sensie “procedurą rozwiązywania konfliktu”, często usankcjonowaną przez kulturę. Istota tej „procedury” leży w tym, że jedna strona realizuje swoje potrzeby lub wciela w życie swój punkt widzenia nie biorąc pod uwagę (często nawet nie dostrzegając istnienia) punktu widzenia drugiej strony i nie pozwalając jej zareagować lub nie przyjmując jej reakcji w sobie.

 

 

Konflikt może być

* jawny – jak na przykład sytuacje przemocy fizycznej,

* jasny dla jednej ze stron, a niedostrzegany przez stronę o wyższej randze

* ukryty i nieobecny w świadomości żadnej ze stron (gdy strona słabsza definiuje siebie i sytuację w terminach narzuconych przez stronę silniejszą, na przykład „on mnie bije, ale przecież jest dobry i chce mojego dobra”). Wtedy informacja o istnieniu konfliktu przekazywana jest w postaci sygnałów nie wprost.

 

Rangi i przywileje

 

Pojęcie „nadużycie”, stosowane w psychologii procesu, osadzone jest w teorii dotyczącej rang i przywilejów (Mindell, 1995; wyd. pol. 1999)

Przywileje są tym, co w danej kulturze daje nam przewagę nad innymi osobami lub grupami, czyli wszystko to, co jest akceptowane lub wysoko cenione przez tzw. główny nurt w kulturze.

W tym sensie przywilejem jest zarówno na przykład posiadanie dużej ilości pieniędzy, jak i bycie osobą heteroseksualną. W pierwszym przypadku wiąże się to z wysokim statusem społecznym i dostępem do wielu możliwości – posiadania, rozwoju, odpoczynku itp. W drugim – przywilej polega na tym, że nie trzeba się borykać ze społecznym ostracyzmem lub co najmniej niechęcią, problemami wokół „czy coś ze mną jest nie tak, skoro większość myśli lub zachowuje się inaczej niż ja”.

W psychologii procesu używa się również pojęcia „rangi” (ang. „rank”) w specyficznym rozumieniu. Ranga jest sumą przywilejów, do jakich ktoś – świadomie lub nieświadomie – ma w danym momencie dostęp. Ranga zależy od tego, jak bardzo ktoś jest popierany przez główny nurt w danej społeczności lub grupie – na ile większość popiera daną osobę. Popiera daną osobę – to znaczy na ile popiera to, co ona robi, co czuje, co myśli, jej sposób definiowania świata, jej relacje, styl komunikowania się, to co osiągnęła , to co posiada itp. Ranga wiąże się z kulturą dominującą w danym społeczeństwie, ale również zmienia się w zależności od sytuacji. W tej samej grupie lub relacji można w jednym momencie mieć najwyższą rangę (gdy na przykład tym co się liczy są pieniądze, osoba najbogatsza będzie na szczycie hierarchii), za chwilę zaś być na szarym końcu (gdy tym, co się liczy okaże się na przykład zrównoważony i racjonalny styl komunikacji, którym osoba najbogatsza akurat się nie posługuje).

„Ranga to dowolny rodzaj siły – wykorzystywanej lub potencjalnej – jaką posiadasz w stosunku do innej osoby lub grupy. (…)

Wyróżniamy różne rodzaje czy aspekty rang:

ranga społeczna to siła, jaką posiadasz (lub nie) ze względu na rasę, płeć, wiek, status ekonomiczny, orientację seksualną, narodowość, religię, wykształcenie, zdrowie czy język (wymieniliśmy zaledwie niektóre przywileje) (…)

ranga strukturalna jest siłą związaną z pozycją, jaką zajmujesz w ustalonej hierarchii. Prezes korporacji ma wyższą rangę niż sekretarka, która z kolei ma wyższą rangę niż personel sprzątający (…),

ranga psychologiczna wiąże się z osobistą mocą której nabywasz dzięki swojemu osobistemu doświadczeniu (…),

ranga duchowa to siła, która bierze się z poczucia więzi z czymś duchowym czy transcendentnym.” (patrz Jobe, Jones, Goodbread, Straub, 1999; Mindell, op. cit.)

Ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy z posiadanej rangi. Jednocześnie są do niej bardzo przywiązani, i bardzo intensywnie z niej korzystają. Tendencja do tego, by korzystać ze swojej rangi wydaje się równie silna jak tendencja do tego, by nie zdawać sobie sprawy z tego, że się ją posiada.

 

Świadomość siły

 

Świadomość własnej siły, własnych przywilejów i przewagi jest w kontekście problematyki  nadużyć bardzo ważnym zagadnieniem , ponieważ jeżeli nie zdajemy sobie sprawy z tejże siły, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że użyjemy jej w sposób nieuwzględniający drugiej strony.

Nie jesteśmy świadomi własnej siły, dopóki:

– nie jesteśmy świadomi tego, że mamy siłę czy rangę, tego, jaka ona jest, na czym polega,

– nie jesteśmy świadomi tego, co ta siła znaczy dla drugiej strony,

– w oparciu o tę wiedzę nie dokonujemy wyboru, czy użyć siły, czy nie i w jaki sposób.

 

Dopiero jeśli zdajemy sobie sprawę z wszystkich tych rzeczy, mamy szansę używać własnej siły w sposób świadomy.

Zdarza się, że ktoś używa swojej przewagi z premedytacją – jest mu wygodniej, cieszy się władzą, z założenia nie liczy się z innymi. Przy całej świadomości wokół posiadanej siły, osoby takie są zwykle ślepe i odcięte od tego, co dzieje się po drugiej stronie (zwykle też odcięte są od pewnej części w sobie samych – tej części, która bywa słabsza, jest wrażliwa, może zostać zraniona, dotknięta czy upokorzona).

Z drugiej strony, bardzo często nie zdajemy sobie w ogóle sprawy z tego, że w danej sytuacji posiadamy pewien przywilej czy rangę. To, co możemy zrobić, wydaje się nam oczywiste, i nie wiemy nawet, że nie każdy jest w tym samym położeniu co my. Jeśli w zamyśleniu nadeptuję komuś na odcisk, to mogę tego nie zauważyć, bo mnie przecież nie boli. Jeżeli nie poruszam się na wózku, nie widzę, że przy krawężniku brak jest podjazdu i że do sklepu nie da się wejść inaczej, jak tylko po schodach.

Świadomość własnych przywilejów jest procesem. Nie jest czymś, co się ma, lecz raczej czymś, co się zdobywa czy zyskuje, i nawet kiedy wiemy już bardzo dużo o pewnym rodzaju rangi, zwykle zostają jeszcze do odkrycia kolejne, nieświadome zakamarki. Dlatego nie chodzi o to, by wpadać w poczucie winy z powodu własnej nieświadomości, lecz o to, by otworzyć się na możliwość uczenia się. Jeśli tylko pozostaniemy w relacji, nie odetniemy się od uczuć i wrażeń, ci, którzy mają niższą rangę, pokażą nam, kiedy i jak nadużywamy swojej siły. Jeśli nie powiedzą wprost, to dadzą nam to do zrozumienia poprzez zwykle bardzo wyraŹne sygnały (wycofanie, brak reakcji, zatrzymanie, skulenie, silne emocje). Tego typu sygnały są dla strony silniejszej szansą, by mogła pełniej zrozumieć, co i jak robi z tą siłą, którą w danym momencie posiada.

 

System zaprzeczeń

 

Nieświadomość własnej siły jest jedną z form systemu zaprzeczeń, który wydaje się nieodłącznie towarzyszyć każdej formie nadużycia. To tak, jakby w polu znajdował się zawsze pewien „duch”, „postać ze snu”, która dba o to, by prawda nie wyszła na jaw.
     Postać ta występuje w najróżniejszych formach i przebraniach. Wprowadza zamieszanie. Powoduje, że zawsze łatwiej zauważamy swoją słabość niż siłę. Chwyta się wszelkich możliwych wyjaśnień i usprawiedliwień. Szuka wsparcia i uznania społecznego. Bierze udział w tworzeniu i wspieraniu systemu przekonań, w ramach którego nadużycie jest słuszne („Dzieci trzeba bić, bo się rozpuszczą”, „Baba musi znać swoje miejsce” itp.). Mówi „tylko coś powiedz, to cię zniszczę”.

„Duch zaprzeczania” pojawia się w formie różnych zachowań i reakcji. Może to być na przykład Jest on reprezentowany przez wiele reakcji, takich jak na przykład: przesuwanie odpowiedzialności na ofiarę lub inne osoby, unikanie reakcji drugiej strony lub otoczenia, atakowanie ofiary, terapeuty lub osoby wspierającej, groźby, szantaż, wzbudzanie poczucia winy, przekupstwo, uwodzenie, szukanie koalicji, robienie z ofiary osoby niespełna rozumu, niegodnej zaufania, powoływanie się na autorytety, szukanie przykładów podobnych sytuacji uznanych gdzie indziej i przez kogo innego za „normalne”, odwoływanie się do wyższych celów, którym dane działanie miało służyć, i wiele innych. Generalnie jego działanie sprowadza się do tego, by okazało się, że wszystko jest w porządku – a w związku z tym, nie ma się nad czym zastanawiać, a już na pewno nie trzeba się zmieniać i za cokolwiek odpowiadać.

  1. Herman pisze, że sprawca przemocy robi wszystko co może, by uniknąć odpowiedzialności za swoje czyny. W związku z tym stara się przede wszystkim, by nic nie wyszło na jaw, wspiera wszelkie tendencje dyskredytujące wiarygodność wypowiedzi ofiary, stara się doprowadzić do tego, by informacje te do nikogo nie dotarły lub by ich nikt nie słuchał itp. (Herman, 1992).

Sprawcy przemocy stosują bardzo wiele zabiegów, by nie dopuścić do ujawnienia przed innymi, ale także, a może przede wszystkim przed sobą samym prawdy o tym, co się stało. GroŹby, wywoływanie poczucia winy w związku z tym co się zdarzyło, przerzucanie odpowiedzialności na ofiarę, posługiwanie się różnego rodzaju teoriami, by uzasadnić to co się stało, to najczęstsze sposoby działania sprawców. Sposoby te z czasem mogą zostać zinternalizowane przez ofiarę, by dać jakieś wyjaśnienie tego, co się stało lub by zdjąć odpowiedzialność ze sprawcy, na przykład gdy jest on kimś bliskim, gdy ofiara potrzebuje jego opieki lub miłości.  „Dlaczego się nie broniła, tak na prawdę to chciała tego, co się stało. Jestem z gruntu zła i nic nie może tego zmienić. Zostałem słusznie ukarany, muszę zapłacić za złe uczynki z poprzednich wcieleń – takie jest prawo karmy. Jeżeli powiesz co się stało, zranisz mnie, zniszczysz mi życie, będziesz winna mojego nieszczęścia, nie będziemy mogli już być tak blisko jak byś chciała, sama rozumiesz…” Takie zdania są dobrze znane ofiarom przemocy.

W wywiadzie dotyczącym przemocy członek ruchu AA, komentując swoje zachowania wobec rodziny, mówi: „Myślałem, że to, co robiłem, jest normalne. Uważałem, że jeśli nieraz żona dostanie bicie, to dla niej to będzie lepiej, a ja się odprężę, uspokoję i wyładuję. (…) Inni też tak robią i żyją, dlaczego ja mam tak nie robić?… (…) zanim żona zaczęła coś mówić, to już sam wolałem ja skarcić. Mówiła mi bolącą prawdę, której nie chciałem do siebie przyjmować. Musiałem więc odwrócić sytuację, żeby to ona była winna.”(Krzemiński, 1997)

 

Sprawcy przemocy

 

Jak pisze J. Herman, niewiele wiadomo o psychologii tych, którzy popełniają nadużycia. Nie są to osoby, które byłyby zainteresowane badaniem ich osobowości, rzadko też szukają pomocy (chyba że wejdą w konflikt z prawem. „Najbardziej wyraźną cechą sprawcy przemocy, na co wskazują zarówno zeznania ofiar jak i w obserwacje psychologów, jest jego (apparent – widoczna) normalność. Nie można go określić ani zrozumieć w terminach klasycznej psychopatologii. Ta idea jest mocno niepokojąca dla większości ludzi. O ile bardziej komfortowo można byłoby się poczuć, gdyby sprawca przemocy był łatwo rozpoznawalny, w oczywisty sposób zaburzony lub odbiegający od normy (deviant). Ale tak nie jest.” (Herman, 1992, s.75)

 

W literaturze dotyczącej pracy terapeutycznej czy reedukacyjnej ze sprawcami przemocy w rodzinie zwraca się uwagę na trzy modele wyjaśniające, dlaczego mężczyźni maltretują swoje żony i partnerki (Mullender, 1996). Pierwszy model, wywodzący się z teorii społecznego uczenia się zakłada, że przemoc jest zachowaniem wyuczonym, pojawiającym się w sytuacjach wywołujących złość. W pracy kładzie się nacisk na psychologiczną reedukację, w tym przede wszystkim na zmiany sposobu radzenia sobie z własnym gniewem. Drugi model ma charakter psychoanalityczny i upatruje przyczyn brutalnego zachowania mężczyzn wobec kobiet w nierozwiązanych problemach wczesnodziecięcych (zwraca się przy tym uwagę na konflikty z rodzicem stosującym przemoc i niezaspokojenie potrzeb zależnościowych). Kierunkiem pracy jest uzyskanie wglądu w naturę tych problemów. Trzeci wreszcie model wywodzi się z ruchu feministycznego, i kładzie nacisk na socjo-kulturowy kontekst, w którym brutalne zachowania mają miejsce. Zgodnie z tym sposobem myślenia „Nadużycia (abuse) biorą się nie ze złości, lecz z systemu przekonań, zgodnie z którym mężczyźni uważają, że mają prawo do dominacji i kontroli” (Mullender, 1996, s. 34). Zgodnie z tym modelem, niezbędnym elementem pracy ze sprawcami przemocy jest wielokrotne konfrontowanie systemu przekonań, który takie zachowania uzasadnia. W literaturze dotyczącej przemocy wobec dzieci pojawiają się podobne sposoby wyjaśniania Źródeł zachowań definiowanych jako przemoc – odwołujące się do psychologii sprawcy, do kontekstu społecznego oraz podejścia integrujące te teorie. Zwraca się również uwagę na istnienie specyficznych zaburzeń w systemie rodzinnym (por. np.

 

Leslie Heizer, zastanawiając się nad sprawcami nadużyć seksualnych z punktu widzenia psychologii zorientowanej na proces, pisze: „Praca z procesem oferuje kilka potencjalnie użytecznych wskazówek do pracy z sex offenders. (…) Oprócz propozycji dotyczących konkretnych interwencji terapeutycznych, praca z procesem uwzględnia również kontekst kulturowy i w związku z tym może okazać się użyteczna w tworzeniu podejść wykraczających poza jednostkę.

„Jungowskie pojęcie teleologii zakłada, że w każdym zachowaniu istnieje jakiś znaczący cel (meaningful end), który nie zawsze jest oczywisty w danym momencie. To założenie obejmuje również zachowania społecznie nieakceptowane, takie jak nadużycie. Taka perspektywa nie wspiera nadużycia ani nie zwalnia sprawcy z odpowiedzialności za jego czy jej czyny. Zakłada raczej, że sprawca poprzez zachowanie, które jest nadużyciem, próbuje zaspokoić pewne potrzeby. Terapia polega między innymi na odkrywaniu, co kryje się za takimi zachowaniami” (Heizer, 1995-1996, s. 39). Na podstawie własnych doświadczeń w pracy z osobami popełniającymi nadużycia Leslie Heizer twierdzi, że często w tle, za zachowaniami raniącymi innych pojawia się „potrzeba ludzkiego kontaktu, pragnienie miłości, a także potrzeba doświadczania własnej siły” (Heizer, 1995-1996, s. 40)

 

Zrozumieć to nie znaczy usprawiedliwić. Stwierdzenie to jest szczególnie ważne w odniesieniu do sprawców przemocy, jako że ci, którzy nadużywają swej władzy i przywilejów, chwytają się także wszelkich sposobów i środków, które ta władza im umożliwia, by uzasadnić i usprawiedliwić swe postępowanie. Bardzo istotne jest więc to, jak się z tego rozumienia korzysta, i kto decyduje o sposobie korzystania z wyjaśnień. Jeśli robią to ci, którzy nadużywają swej władzy i przywilejów po to, by uzasadnić swe postępowanie, jest to kolejnym nadużyciem.

 

Komu to służy?

 

W obronie status quo

 

Zgodnie z podstawowymi założeniami psychologii procesu, identyfikujemy się tylko z pewną częścią aktualnego doświadczenia. W długofalowych procesach mamy tendencję do budowania bardziej trwałych identyfikacji, które pewien rodzaj doświadczeń pozostawiają poza granicami „ja”. Przywileje, ranga i siła stanowić mogą ważny element tych identyfikacji lub też mogą być pomocne w ich utrzymywaniu. Codzienne doświadczenia stanowią ciąg wyzwań dla pierwotnego procesu, popychając do zmian, na które jesteśmy mniej lub bardziej otwarci. Im mniej jesteśmy na nie przygotowani, tym bardziej drastycznych środków jesteśmy gotowi użyć, by się przed takimi zmianami bronić.

Dobrym tego przykładem jest powszechnie w naszej kulturze stosowany pomysł na obronę tzw. autorytetu. Jeżeli dziecko przeciwstawia się rodzicom, uczeń – nauczycielowi, student profesorowi czy pracownik dyrekcji – tym samym „podważa autorytet”. Innymi słowy, stawia na progu: zmusza do zastanowienia nad własną decyzją, przyznania się do błędu, mocniejszego stanięcia po własnej stronie, wejścia w położenie strony przeciwnej, zmiany istniejącej relacji, lub jakiegokolwiek innego zachowania czy pomysłu, który nie był automatycznie zawarty w istniejącym wzorcu. Trzeba zrobić coś więcej, coś innego niż do tej pory.

W tym miejscu możliwe są co najmniej dwa wyjścia. Pierwsze polega na przyjęciu wyzwania. To co było, nie wystarcza, konieczne jest otwarcie się na nowe i zmiana. Można budować zupełnie inny rodzaj autorytetu, można z niego zrezygnować, można zmienić całą relację – tak czy inaczej, dotychczasowy wzorzec ulegnie zmianie.

Drugie wyjście polega na tym, by za wszelką cenę zachować stary porządek. W tym celu można użyć dowolnej siły, jaką się posiada, by zignorować, zniszczyć i odepchnąć od siebie to, co zmusza do zmiany. W takim momencie brak reakcji po drugiej stronie jest bardzo wygodny, ponieważ oszczędza nam kolejnych wyzwań. W pewnym sensie jest to zresztą celem działania: doprowadzenie do tego, by druga osoba przestała reagować, a tym samym stawiać nas na progu. W ten sposób nadużycie staje się ochroną przed rozwojem, pozwalając jednocześnie zachować poczucie wpływu na sytuację. Nadużycie jest formą radzenia sobie z nieznanym. Często przy tym żonglujemy pojęciami odnoszącymi się do „wyższych wartości”: mówimy o szacunku (zwykle jednostronnym), o uczciwości, lojalności, definiując je tak, by służyły stronie, która jest z sytuacji zadowolona i nie chce zmiany.

Ten sposób postępowania wiąże się z założeniem, że kontrola daje poczucie bezpieczeństwa, a otwartość na doświadczenie takiego bezpieczeństwa nie daje. Kontrolując, zapewniamy więc sobie pewien rodzaj bezpieczeństwa, możliwość zaspokojenia potrzeb, dobre samopoczucie.

W ten sposób myślenia o kontroli i bezpieczeństwie włącza się też innych ludzi: im bardziej ich kontroluję, tym bardziej jestem bezpieczny. Na przykład mówi się o tym, że mężczyźni, którzy maltretują partnerki, nie radzą sobie z intymnością (Wynn, 1997). Zamiast zacząć sobie radzić, biją i zachowują kontrolę oraz świat, w którym intymności nie ma, a zatem nie ma zagrożenia.

Problem polega na tym, że nadużywający wcale nie jest pewny swego. Celem oprawcy jest bardzo często całkowite podporządkowanie sobie ofiary, tyle że owo podporządkowanie nigdy nie jest wystarczająco „całkowite”.

„Podstawowym celem sprawcy okazuje się zniewolenie ofiary, sprawca realizuje ten cel ustanawiając despotyczną kontrolę nad każdym aspektem życia ofiary. Ale zwykłe podporządkowanie się rzadko go satysfakcjonuje: wydaje się, że ma on psychologiczną potrzebę uzasadnienia swoich zbrodni, a do tego potrzebuje akceptacji ze strony swej ofiary. W związku z tym nieustępliwie domaga się od swej ofiary dowodów szacunku, wdzięczności lub nawet miłości” (Herman, 1992, s. 75)

Dążenie do ostatecznej kontroli nad drugą osobą, narzucenia jej swojej woli, kontroli jej uczuć, pragnień, myśli można postrzegać jako pretendowanie do zajmowania boskiej pozycji w świecie relacji czy rodziny. Jestem Bogiem – wszystko w tej sytuacji dzieje się zgodnie z Moją wolą, jestem mesjaszem, jestem nieśmiertelny itp. Oczywiście nadużywający bardzo rzadko myślą w ten sposób, a jednak postępują tak, jakby mieli takie przekonanie. Stąd wiele ofiar nadużyć – zwłaszcza przebywających przez dłuższy czas w obecności prześladowcy – doświadcza podobnych problemów, co osoby próbujące opuścić sekty, zarówno na poziomie bycia zastraszonym, jak również wyznawania pewnej wizji świata i siebie, którą niezwykle trudno zmienić.

Problem kontroli u sprawców nadużyć przychodzi także od wewnątrz. Wielu sprawców opisuje swoje doznania w momencie popełniania nadużycia jako chwilę omnipotencji bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. W pewnym sensie jest to dla nich moment uwolnienia, zrzucenia więzów. Inni mówią o realizowaniu wewnętrznego nakazu, przymusu. W większości opisów tych doznań pojawia się działanie wobec jakiejś większej, kontrolującej wewnętrznej lub zewnętrznej siły.

Kontrola, a co za tym idzie także większość nadużyć, ma swoje Źródło w poczuciu słabości a nie siły. To potrzeba bezpieczeństwa, konieczność utwierdzania się w poczuciu siły, a nie jej nadmiar, prowadzą do zaślepienia i sztywności w relacjach z innymi. Można powiedzieć, że w polu nadużyć występuje równie wielka nieświadomość własnej siły, co nieświadomość własnej słabości.

 

Nadużycie jako reakcja progowa

Bardzo często nadużycia zdarzają się na progach. Nieświadome używanie siły jest reakcją progową, szczególnie w relacjach. Jak ktoś mnie stawia na progu w relacji, to ja wtedy korzystam z dowolnej siły, jaką mam po to, żeby od tej sytuacji uciec, żeby nie być w tym niewygodnym położeniu.

Nadużycie może też być reakcją progową przeniesioną z innej sytuacji do takiej, w której przeciwnik jest słabszy i można na nim odreagować lub „poćwiczyć” reakcję wobec silniejszego, dowartościować się; ludzie często biją z bezsilności, co jest reakcją progową – mam jakąś reakcję, ale nie wiem, co i jak mam zrobić. Czasem nadużywanie innych może być reakcją progową w indywidualnym procesie, reakcją na wewnętrzne postaci ze snu, na przykład wewnętrznego krytyka.

Nadużycie może być jedną z reakcji progowych szczególnie w przypadku podwójnych progów w relacjach. Może być reakcją na przekroczenie progu przez partnera – co stawia na progu sprawcę i powoduje reakcję w postaci nieświadomego wykorzystania siły, przywileju, władzy jako reakcji obronnej procesu pierwotnego; zdarzyć się to może również jako reakcja następująca jeszcze przed przejściem progu przez partnera, jako odpowiedź na zaledwie podwójne sygnały, przeczuwaną tendencję, która w razie jej zrealizowania mogłaby postawić sprawcę na progu. W związku z tym ucieka się on do przemocy, by do tej nieprzyjemnej, trudnej lub bolesnej dla siebie sytuacji nie dopuścić, a ponieważ tak się składa, że ma on przewagę, to z niej korzysta – choć sam często nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie potrafi powiedzieć, że nie jest gotowy na zmianę sytuacji, że nie umiałby sobie poradzić z przemianą w partnerze lub ze zmianami w relacji, że potrzebuje pomocy, aby móc się rozwijać wraz z partnerem – a w związku z tym broni się sam przypuszczając atak.

 

Problem nadużyć może także pojawić się w relacji terapeutycznej. Terapeuci mogą nadużywać, kiedy rozwój klienta ich samych stawia na progach, z którymi nie chcą się spotkać. Zamiast pracować nad swoimi progami, terapeuci mogą nadużywać swojej pozycji wzmacniając, ze strachu, progi klientów. Jako terapeuta powinienem zadać sobie pytanie: czy jestem gotów przyjąć to, czemu pomagam się odsłonić, czy jestem gotów pracować nad sobą, jeśli to nie okaże się łatwe? Inaczej tylko wzmacniam progi i uczę bezradności. Daję nadzieję, mówię, że coś jest możliwe, obiecuję złote góry, po czym sam nie jestem w stanie tego udźwignąć. Ktoś mi zaufał, uwierzył – trudno będzie mu uwierzyć po raz drugi.

 

Praca z nadużywającymi może w niektórych przypadkach sprowadzać się do odkrycia tego, na co właściwie mają próg, co właściwie chcą osiągnąć. Przemoc nie wydaje się rozwiązaniem dobrym także dla nadużywających, ponieważ i tak nie dostają czego chcą. Dostają tylko tego czegoś namiastkę.

 

„W obronie małego Jasia…”

Często nadużycie jest reakcją na nadużycie, potencjalnie możliwe w danym momencie lub przeszłe. Czujemy, że ktoś wobec nas używa siły, przed którą trudno jest się obronić – świadomie lub nie wykorzystuje swoją przewagę emocjonalną, fizyczną, swoją pozycję społeczną, rolę w grupie; czasem robi to w sposób, który przypomina nam dawne urazy. To boli – czujemy się dotknięci i zranieni, tak jak wtedy, kiedy byliśmy małymi dziećmi i nie mieliśmy możliwości, by się obronić przed wielkim i groźnym światem. Zranione miejsce jest takim miejscem, w którym nadal czujemy się jak „mały Jasio”. Potrzebujemy opieki, kogoś kto zrozumiałby nasz ból, do kogo można by się przytulić, wypłakać, powiedzieć o swoim lęku, kto pomógłby nam rozwiązać problem. Wiele osób nie miało okazji spotkać kogoś takiego, ani wykształcić w sobie takiej postawy wobec własnego cierpienia. Jest to jedna z przyczyn, dla których „mały Jasio” to takie miejsce w nas, które „nie urosło”, pozostało obolałe, schowane przed światem, pełne niepewności i niezmienione. A więc „mały Jasio” jest zbyt słaby, by cokolwiek w tej sprawie zrobić. Chowamy go więc do środka, staramy się go ukryć przed innymi, ale nasze uczucia pochodzą właśnie z tego miejsca. Czujemy się tak, jak on: mały, przestraszony, słaby i bezbronny.

Jednocześnie wysyłamy starszego brata – dużego Jana – który, jak lew, zaczyna walczyć w obronie tego małego, schowanego za milczeniem, zamknięciem w sobie, wycofaniem, oznaczającym odcięcie się od kontaktu i trwanie w oporze, także za zawziętą lub agresywną miną, podniesionym głosem, uderzeniem pięści czy innymi sygnałami siły, która w danym momencie może być użyteczna. „Duży Jan” jest często tarczą zbudowaną z mechanizmów obronnych: nie czuje zbyt wiele (przede wszystkim nie czuje bólu), natomiast nieźle radzi sobie w zewnętrznym świecie. Umie wrzasnąć lub uderzyć, mówić zimnym jak lód głosem ze słodkim uśmiechem na twarzy, umie korzystać z rangi, jaką w danej sytuacji posiada. Ponieważ we własnym odczuciu jesteśmy cały czas bliżej „małego Jasia” nie rozumiemy, dlaczego inni atakują jeszcze mocniej, odwracają się lub czują zranieni. Inni zaś widzą przede wszystkim siłę „dużego Jana”, i to aż nazbyt wyraźnie. Ta siła wymyka się spod kontroli, ponieważ nikt się z nią nie identyfikuje i nie chce wziąć za nią odpowiedzialności. Mały Jasio jest odsuwany coraz dalej, ponieważ nikt go nie zauważa. Żadna ze stron nie przyznaje się do jego istnienia. Czasem duży Jan mówi o odczuciach małego Jasia, lecz się z nimi nie identyfikuje, więc brzmi nieprzekonywująco. Jego wypowiedź jest pełna podwójnych sygnałów.

Zwykle z takich sytuacji obie strony wychodzą mocno zranione, z głębokim poczuciem niezrozumienia. Szczególnie zaś bycia niezrozumianym. Być może, jeśli taki schemat reagowania się utrwala, „mały Jasio” staje się coraz bardziej ukrytą i niedostępną częścią własnego doświadczenia. Sprawcy brutalnych aktów przemocy są zwykle – przynajmniej w momencie popełniania takich czynów – odcięci od swoich „miękkich” reakcji do tego stopnia, że nie wiedzą nic o ich istnieniu. Każdy przejaw własnej wrażliwości staje się zagrożeniem dla takiej identyfikacji, która może się z nikim i z niczym nie liczyć.

Mówienie o bólu z miejsca, które boli, nie jest rzeczą łatwą. Wymaga odwagi i siły. Reagowanie „w obronie małego Jasia” może być użyteczne – w wielu wypadkach dało nam szansę przetrwania. Jednocześnie jednak mały Jasio pozostaje równie mały i bezbronny jak był. Nie uczy się własnej odwagi, nie znajduje reakcji, w której byłoby również miejsce na jego ból. Zamiast tego uczy się chować za plecami „starszego brata”. Pogłębia to niemożność pełnego zareagowania na popełnione wobec niego nadużycie. Dzieje się tak, ponieważ, jak się wydaje, reakcja na nadużycie ma najczęściej dwie podstawowe komponenty. Pierwszą z nich jest reakcja związana z przeciwstawieniem się temu co się stało i zmianą zaistniałej sytuacji, drugą zaś – reakcja związana z przeżytym bólem i lękiem, która często niesie żal, smutek, potrzebę bezpieczeństwa i akceptacji.

 

„… przeciwko komuś, kto nie może się obronić (zareagować natychmiast), ponieważ nie posiada równej siły…”

 

Dlaczego nie reagujemy

W wielu definicjach dotyczących przemocy i traumatycznych przeżyć zwraca się uwagę na to, że osoba będąca „ofiarą” jest bezradna wobec przytłaczającej ją siły (por. np. Herman, 1995)

W naszej kulturze istnieje silna tendencja, by tę bezradność przypisywać właściwościom osób, a nie sytuacji. Bezradność źle świadczy o ofierze, a nie o sprawcy przemocy, świadczy o tym, że to ofiara „jest do niczego”, „sama jest sobie winna”, „nie zrobiła czegoś, co należało”, „ma słaby charakter” itp. Tę tendencję przejawiają wszystkie strony: sprawcy, otoczenie i ci, których nadużycie dotknęło. Ofiary gwałtu czy napaści mają bardzo często do siebie pretensję o to, że nie broniły się tak, jak należy. Niesprawiedliwie oskarżany uczeń uważa się za „gorszego” dlatego, że nie znalazł właściwej odpowiedzi. Kiedy jedna osoba mówi coś takiego, że drugą „zatyka”, to ta druga ma do siebie żal o to, że nie umiała się zachować. Ci, którzy reprezentują siłę, przypisując brak reakcji właściwościom osób w danym momencie słabszych i mają „sprawę z głowy” – ich to nie dotyczy.

Taką tendencję wspiera sposób traktowania „ofiar” w naszej kulturze. Samo słowo „ofiara” bywa używane jako obelga

 

W definicji nadużycia w psychologii procesu podkreśla się, że ludzie nie reagują dlatego, że nie posiadają równej siły fizycznej, społecznej lub psychologicznej. Pierwszym i podstawowym powodem, dla którego ludzie w takiej sytuacji nie reagują jest to, że rzeczywiście nie mogą. Nie posiadają potrzebnej rangi lub nie mają dostępu do reakcji, którą być może w innych warunkach, mogliby mieć.

Często zdarza się, że pomysł na bezpośrednią reakcję pojawia się w chwilę lub w godzinę po tym, kiedy chciało się coś zrobić. Łapiemy się za głowę myśląc „Teraz to bym mu dopiero powiedział!…”. Ale jest już za późno. A więc, zgodnie z opisywaną wcześniej tendencją, mamy do siebie pretensją o brak refleksu, inteligencji, obycia czy czegokolwiek innego.

Jeśli taka reakcja nie pojawiła się natychmiast w odpowiedzi na nadużycie, to znaczy, że nie była możliwa. I to nie osoba, która tego doświadczyła, jest za to odpowiedzialna. Znacznie większą odpowiedzialność ponosi ta strona, która ma w danej sytuacji większą rangę i siłę.

Drugim powodem, dla którego ludzie nie reagują na nadużycia jest to, że gdyby zareagowali, sytuacja mogłaby się stać dla nich jeszcze trudniejsza. Zakaz reagowania bywa formułowany wprost („Nie rycz jak dostajesz lanie”, „Milcz jak do ciebie mówię”, „Tylko nie próbuj mi odpyskiwać”). Bywa też tak, że pomimo braku jakichkolwiek wypowiedzi na ten temat, osoba doświadczająca nadużyć wie, że najlepiej jest się nie narażać. W skrajnych sytuacjach za jakąkolwiek reakcję można zostać pobitym, torturowanym, trafić do więzienia lub stracić życie.

Sytuację często dodatkowo komplikuje układ zależności między stronami. Ten, kto nadużywa, może jednocześnie być kimś, od którego jesteśmy zależni – finansowo, prawnie czy emocjonalnie. Potrzeba miłości, oparcia, samotność lub względy materialne mogą decydować o tym, że godzimy się na coś, na co wcale nie chcemy się zgodzić.

Kolejną przyczyną braku reakcji na nadużycia są wcześniejsze doświadczenia. Często we wczesnym dzieciństwie – w domu, w szkole, na podwórku – uczymy się tego, by nie stawiać oporu silniejszym, nie bronić się przed krzywdą lub nawet nie wierzyć własnej definicji sytuacji. Ten brak reakcji staje się normą, wzorcem, który wnosimy w kolejne sytuacje życiowe.

 

Bezpośrednie objawy

 

  1. Herman pisze, że w sytuacji traumatycznej okazuje się, że „działanie jest bezcelowe i daremne (…) ani opór, ani ucieczka nie jest możliwa, ludzki system obrony ulega przeciążeniu i dezorganizacji” (Herman, 1992, s. 34).

Takie właśnie jest doświadczenie osoby, wobec której popełniane jest nadużycie: ani opór, ani ucieczka nie mają sensu, nic się nie da zrobić. Wobec pojawiającej się siły nie jest w stanie obronić lub nawet zauważyć własnego punktu widzenia, coś ją „zmiata z powierzchni ziemi”. Sytuacja zostaje zdefiniowana przez tych, którzy mają większą siłę, a jej doświadczenie się nie liczy. W świecie rządzonym przez nadużywającego na jej rację i reakcję nie ma miejsca.

W doświadczeniu pojawia się to często w postaci poczucia, że „nie istnieję” i nic nie mogę na to poradzić. W relacjach nawiązujących do wcześniejszych nadużyć powtarzają się określenia typu: „zupełnie mnie zatkało”, „stałem jak słup i nie mogłem się poruszyć ani powiedzieć słowa”, „czułam się tak jakby mnie nie było”, „miałem zupełną pustkę w głowie”, „nie wiem co się ze mną działo”, itp.

Poczucie bezsilności i niemożności jest jednym z najpowszechniejszych doświadczeń w sytuacji nadużycia. Inne takie doznanie to brak kontaktu z tym, co się dzieje. Osoby nadużywane oddzielają się od całej sytuacji, od doświadczeń płynących z ciała lub od swoich emocji. Tkwią w danej sytuacji, nie mogą z niej uciec, a jednocześnie przestają w niej być. Są nigdzie i patrzą na siebie z boku. „Wszystko jest obce, jakby nieprawdziwe”. „Wiedziałem co się dzieje, a jednocześnie myślałem, że to nie może być prawdą, tak jakby to był przerażający film”. „Nie czułam bólu, tak jakby moje ciało nie należało do mnie”. „Widziałem napastników i myślałem, że powinienem się bać, ale nie czułem strachu, byłem przerażająco spokojny”, „Słyszałam, co on mówi, ale jednocześnie nie wierzyłam, że to słyszę”, itp.

Ponadto przy nadużyciach pojawiać się mogą silne, często sprzeczne i pomieszane ze sobą emocje:
- przerażenie,

– wstyd,

– złość,

– bezsilna wściekłość.

 

Brak reakcji jest przy tym podstawowym objawem. Nawet jeśli pojawia się złość, to jest to złość niewyrażona lub niewyrażona w pełni – nie w taki sposób by to, co się za nią kryje, mogło się naprawdę ujawnić.

Różne może być nasilenie i konfiguracja opisanych dotąd objawów. Istnieje przy tym dość powszechna tendencja do deprecjonowania znaczenia całej sytuacji. Poza przekonaniem, że „to moja wina” pojawiają się myśli typu: „Nie było tak Źle”, „Inni mają gorzej” , „Może mnie zamurowało, ale w gruncie rzeczy to był drobiazg”, „To prawda, że mnie bił, ale nie do krwi”, „To bolało, ale przecież trzeba już o tym zapomnieć, to było dawno” – to różne formy umniejszania ciężaru przeżycia. Często jest to potrzebne, by w ogóle istnieć. Problem polega na tym, że tendencję tę wspiera również otoczenie, wspieramy ją w każdym momencie, w którym chcemy uniknąć kontaktu z czyimś bólem i cierpieniem.

 

Długofalowe skutki przeżytych nadużyć

Herman (1992) pisze o trzech grupach objawów stresu pourazowego, który spośród wymienianych w klasyfikacji psychiatrycznej zespołów chorobowych jest najbliższy temu, co przeżywają osoby dotknięte wszelkiego rodzaju nadużyciami. Te grupy objawów to: nadmierne pobudzenie (hyperarousal), wtargnięcie (intrusion) i zawężenie (constriction).

Nadmierne pobudzenie wiąże się z przeżywaniem niepokoju, lęku, ciągłej czujności, tak jakby coś strasznego mogło się zdarzyć w każdej chwili, trudnościami ze snem, ogólnym pobudzenie i łatwością wpadania w irytację.

Wtargnięcie polega na tym, iż wspomnienie nadużycia co pewien czas wdziera się do świadomości, przy czym nie jest wspomnienie, z którym można cokolwiek zrobić. Jest jakby zamrożone, czy to w postaci obrazu, czy narracji bez emocji, czy emocji bez tresci, zatrzymane, niezmienne, nie ma się nad nim kontroli.

Zawężenie obejmuje takie objawy, jak trans, dysocjacja, oddzielanie się, zmienione stany świadomości, wycofanie, brak aktywności w zewnętrznym świecie (zamiast tego pojawia się wewnętrzna czujność „na wszelki wypadek”)

 

Arnold Minell zwraca uwagę na następujące długoterminowe konsekwencje przeszłych nadużyć (Mindell, 1995):

– łatwość wpadania w trans, na przykład w rozmowie

– lęk

– ataki paniki

– poczucie izolacji, bycia samotnym, poczucie, że „wszyscy są przeciwko mnie”

– skłonność do depresji, popadania w nastroje, złość (na przykład nastolatki, które wypierają przeszłe urazy, mogą przejść do poczucia, że świat jest zbyt duży lub zbyt brutalny by odnieść w nim sukces)

– przerażające sny i wspomnienia

– utrata pamięci (pełni też funkcję ochronną)

– powtarzające się bolesne doświadczenia

– symptomy fizyczne (często: problemy z gardłem i uszami, chrypka, tiki, problemy w okolicy

genitalnej, chroniczne bóle kręgosłupa)

– w relacjach: często wstyd i poczucie winy

 

…które dzieje się na naszych oczach – w świecie, który współtworzymy.

 

 

Niezależnie od indywidualnej psychologii sprawców przemocy, nadużycia są możliwe przede wszystkim dlatego, że są uznawane społecznie, są możliwe, dopuszczalne i akceptowane. Wokół możliwości nieprzytomnego korzystania z władzy/przywilejów buduje się cały system przekonań, który ten sposób działania sankcjonuje i usprawiedliwia.

Na przykład, jeśli ja się złoszczę na dziecko, to moja złość jest ogólnie zrozumiała i do przyjęcia. W opinii większości to dziecko z pewnością zrobiło coś niedopuszczalnego, jest niegrzeczne, krnąbrne lub rozwydrzone. Takie jest nieme społeczne założenie.

Jeśli system funkcjonuje w taki sposób, że nie uwzględnia ważnych społecznie i psychologicznie potrzeb jednostek i grup, system jako całość jest podstawowym sprawcą nadużyć. Osoby dokonujący czynów określanych jako nadużycia są w tym ujęciu niejako „delegatami systemu”. Nie zwalnia ich to z osobistej odpowiedzialności za dokonane czyny, pokazuje jedynie, że głębsza i trwała przemiana nie jest możliwa bez zmian systemowych.

 

Świadkowie

 

Osoby, które są świadkami nadużyć, „zostają włączone(złapane) w konflikt pomiędzy ofiarą a sprawcą. Z moralnego punktu widzenia, niemożliwe jest pozostać neutralnym w tym konflikcie. Ten, kto stoi z boku, jest zmuszony do tego, by stanąć po jednej ze stron. Stanięcie po stronie sprawcy nadużycia jest bardzo kuszące. Sprawca oczekuje tylko tego, by świadek nie robił nic. Odwołuje się do uniwersalnego pragnienia, by nie widzieć zła, nie słyszeć zła ani o nim nie mówić. W przeciwieństwie do tego, ofiara oczekuje, by świadek dzielił z nią ciężar bólu. Ofiara oczekuje działania, zaangażowania i pamiętania” (Herman, 1992, s. 7-8).

Rola świadków sytuacji nadużycia jest niezwykle ważna. Bardzo wiele zależy od tego, jak postąpią – zarówno będąc bezpośrednio świadkami przemocy, jak również wtedy, kiedy dowiadują się o niej po fakcie. Świadkowie mogą nie tylko zapobiec przemocy, reagując w trakcie samego zdarzenia, ale mogą także odegrać ważną rolę w procesie wychodzenia z sytuacji nadużycia. Niestety, wiele osób odwraca głowę będąc świadkami przemocy lub słysząc o przemocy, która miała miejsce wcześniej.

Bycie biernym świadkiem nadużycia sankcjonuje to co się stało i sprawia, że siła strony nadużywającej rośnie. Jeżeli osoby będące świadkiem zdarzenia uważają, że wszystko jest w porządku, że nie warto reagować, to być może nadużywający ma rację. Każdy człowiek ma potrzebę identyfikacji z grupą i obawia się bycia wykluczonym, dlatego sprzeciwienie się stanowisku grupy jest trudniejsze niż na stanięcie naprzeciw działaniom jednostki. Nie reagując świadkowie sprawiają, że broniąc się ofiara musi stanąć nie tylko przeciwko sprawcy, ale także przeciwko grupie, która go wspiera.

Nie reagując na przemoc, kultura czy też system społeczny wspierają nadużycia jako sposób rozwiązywania konfliktów dla poszczególnych, wybranych osób lub grup wobec innych, specyficznych osób lub grup. Ten, kto się z tą grupą świadomie albo nieświadomie identyfikuje, staje się nadużywającym. Jest to pewien sposób korzystania z przywilejów (może być): wolność definiowania sytuacji, niezauważania drugiej strony. Nie widząc drugiej strony, mogę “robić swoje” nie ponosząc za to odpowiedzialności (przed tą że drugą stroną). Nie muszę się zmieniać, rozszerzać granic swojego “ja”.

Pozostaje jednak niezwykle ważne pytanie jak reagować? Co zrobić by zatrzymać przemoc, umożliwić reakcję osobie będącej ofiarą przemocy? Czy usprawiedliwione jest używanie przemocy wobec przemocy? Reakcja na nadużycie często wiąże się z użyciem jakiegoś rodzaju siły. Z pewnością, im bardziej jesteśmy świadomi, w jaki sposób jej używamy, tym mniej będzie niezamierzonych, przykrych, często tak dla sprawcy, jak i dla ofiary, konsekwencji związanych z naszą reakcją. Z pewnością jest to kwestia osobistych predyspozycji, posiadanej wiedzy i umiejętności każdego z nas, ale jest to także problem społeczny, któremu – jak się wydaje – zarówno w nauce, jak edukacji oraz profilaktyce społecznej poświęca się niewystarczająco dużo uwagi. Jesteśmy odpowiedzialni za przemoc, która dzieje się wokół nas. Dzielimy tę odpowiedzialność jako jednostki, ale też jako społeczność.

 

Pole nadużyć działa

 

W polu nadużyć pojawia się bardzo wyraźny i silny wzorzec. Role są dobrze określone, schemat działania oczywisty. Ten wzorzec wydaje się być w naszej kulturze bardzo silny i bardzo mocno zakorzeniony w doświadczeniu. Niezależnie od treści, bardzo łatwo jest te role wypełniać – natychmiast „wsysa” nas pewien schemat, z którego trudno jest się potem wydostać.

W zależności od płci, wieku, miejsca w kulturze, przeszłych doświadczeń i wielu innych czynników, jesteśmy częściej po jednej lub częściej po drugiej stronie.

Przejście z roli „ofiary” do roli „sprawcy” daje często chwilowe przynajmniej poczucie satysfakcji. Zemsta jest rozkoszą bogów.

Jednocześnie, jeśli zatrzymujemy się w miejscu, w którym to „ja” jestem górą, a innych mogę nie zauważać, budujemy świat oparty na tym samym schemacie. Popełniamy kolejne nadużycia, które rodzą kolejną chęć zemsty, i koło się zamyka.

Wyjście z tego schematu wymaga od nas wszystkich przytomności, uwagi, często – gotowości do spotkania się z własnym bólem i słabością, a także pracy nad świadomym używaniem własnej siły. Tak, abyśmy mogli budować świat, w którym moc nie jest pozbawiona serca.

Bibliografia:

Goodbread, J. (1995-1996)Between objectivism and experientialism: A new framework for abuse. The Journal of Process-Oriented Psychology, 7, 2.

Heizer, L. (1995-1996). Sexual abuse and cultural concern. The Journal of Process Oriented Psychology, 7, 2.

Herman, L. J. (1992). Trauma and Recovery. London: HarperCollins Publishers Inc.

Jobe, K., Jones, D., Goodbread, J., Straub, S. (1999). Rank Awareness. Materiały dla uczestników seminarium Worldwork 1999 – Washington D.C. 26 czerwca – 2 lipca 1999.

Krzemiński, I. (1997). Zasmakowałem dobroci. Wywiad z Mirkiem AA. Problem, 14.

Mindell, A. (1995). Sitting in the Fire. Large Group Transformation Using Conflict and Diversity. Portland, OR: Lao Tse Press. Wydanie polskie: (1999) Siedząc w ogniu. Warszawa: Wydawnictwo Nuit Magique.

Mullender A. (1996). Groupwork with male ‘domestic’ abusers: Models and dilemmas. Groupwork Journal, 9, 1.

Wynn, P. (1997). Groupwork with men who are violent to their expartners. Materiały z VII Europejskie Sympozjum na Temat Pracy z Grupami, Cork, Irlandia.

Artykuł ten ukazał w książce: Bogna Szymkiewicz-Kowalska (red.) Po drugiej stronie kłopotów. Psychologia procesu w teorii i praktyce. Wydawnictwo Elders Academy Press, Warszawa 2003, a nastepnie w drugim wydaniu antologii: Psychologia procesu. Teoria i praktyka. Eneteia: Warszawa 2013