Artykuły

MITYCZNI GOŚCIE W PRZESTRZENI ZRANIENIA

        W świecie, w którym dominującym mitem społecznym jest mit ofiary i prześladowcy, czego możemy się spodziewać,  jeśli nie tego, że małe fragmenty będą się zwracać przeciwko sobie… (fragment anonimowej wypowiedzi znalezionej w Internecie)

 

Wzorce w polu zranienia

 

W momencie zranienia jeden świat rozpada się na dwa różne. Na scenie pojawiają się główne postaci dramatu: ten, kto został zraniony i ten, kto zranił, ofiara i prześladowca. Ktoś zadaje ból, ktoś inny cierpi. Wokół tej podstawowej opozycji narasta wiele innych znaczeń, szara strefa, w której strony nie są już wyraźne: ofiara używa siły, prześladowca jest pełen cierpienia. Doświadczenie jest nie tylko przeżywane, ale także używane do innych celów.

 

Emocjonalne i poznawcze aspekty doświadczenia zranienia mieszczą się w ramach powtarzalnych wzorców. W tym rozdziale chciałabym je opisać, przedstawiając galerię typowych postaci. W świecie zranień bowiem pewne postaci pojawiają się nieodmiennie, jakby mieszkały tam na stałe. Przybierają różne formy, zakładają maski, zmieniają wypowiadane kwestie, lecz ich zasadnicze role pozostają te same. Role te tworzą ponad-osobiste wzorce, które, podobnie jak Jungowskie archetypy, stają się „zasadą organizującą” percepcję, emocje, motywacje i zachowanie. Wzorce, które pojawiają się w polu zranienia, są powszechne, intuicyjnie zrozumiałe. Możemy je odnaleźć w mitach, w dawnych i współczesnych baśniach, w filmach, kreskówkach, w sztuce i w codziennym życiu.

Postaci czy role, które opisuję w dalszej części tego rozdziału, to ofiara, mściciel, terrorysta, prześladowca, bohater i wybawca.

 

Ofiara w wierzeniach i mitach

 

W sytuacji zranienia nasze Ja, w tym przede wszystkim nasze uczucia, stają się „ofiarą” pominięcia lub ataku. Zanim przejdziemy do opisu roli ofiary, spróbujmy przyjrzeć się znaczeniu i pochodzeniu samego pojęcia.

Pojęcie „ofiara” ma kilka znaczeń. W Słowniku Języka Polskiego czytamy, że ofiara to „darowanie, złożenie czegoś na jakiś cel”, w sensie religijnym „dar składany bóstwu”. Słownik Webstera (1990) podaje, że victima to zwierzę ofiarne, ktoś, komu zostaje zadane cierpienie (lub śmierć) nie z powodu jego win, lecz ze względu na inne, zewnętrzne wobec niego powody. Ten aspekt „składania w ofierze” przedziera się do drugiego znaczenia tego pojęcia w języku polskim: ofiara to „osoba lub rzecz ulegająca czyjejś przemocy, stająca się łupem, pastwą czegoś lub kogoś” (Słownik języka polskiego, 2000).

 

Jak pisze Mircea Eliade, mity, w których pojawia się ofiara – początkowo jest to dobrowolna ofiara istoty boskiej – są bardzo rozpowszechnione w kulturach agrarnych. Rośliny jadalne powstają na drodze samopoświęcenia istoty boskiej:

„Stworzenie może się dokonać tylko wtedy, gdy zacznie się od istoty żywej, która się poświęca (…) Życie może się narodzić jedynie z innego życia, złożonego w ofierze; gwałtowna śmierć jest twórcza w tym sensie, że ofiarowane życie przejawia się w sposób bardziej intensywny na innym poziomie egzystencjalnym” (Eliade, 1994, s.194).

 

Istotą ofiary w sensie psychologicznym jest więc dobrowolne oddanie siebie lub jakiej części samego siebie. Rytuały służyć mają powtórzeniu tej podstawowej sytuacji i przemianie jednostkowej świadomości. W rozwoju kultur pojawia się jednak niezwykle istotna zmiana: ofiara przestaje być ofiarą z samego siebie, i tworzą się różne formy zastępcze. Podstawowy sens polegający na wyrzeczeniu i przemianie niknie. Uwaga kieruje się na zaspokojenie potrzeb bogów, którzy domagają się ofiary, raczej niż na wewnętrzny aspekt doświadczenia. „Jeśli chodzi o rzeczywisty sens ofiary, trzeba ofiarować jakiś aspekt samego siebie, a jeśli konkretyzuje się on w zwierzęciu, zamiast ofiarować własną zwierzęcą naturę, ofiarowujesz zwierzę.” (Campbell, 1994, s. 76) Oprawca, czyli ten kto „oprawia skóry poświęcanych zwierząt”, zmienia się w prześladowcę.

 

 

W kulturze mamy wiele przykładów nieuwzględniania odrębności i indywidualnego doświadczenia tego, kto jest składany w ofierze. W pewnych społecznościach i momentach historycznych ofiara będzie się czuła wyróżniona, sama decydować będzie o swej gotowości. Istnieją więc ofiary z królów i władców – rytualne zabójstwo króla przynosi nową siłę życiową. Ale w innych kulturach królowie są dobrze strzeżeni, a ból i cierpienie weźmie na siebie kto inny, i nie będzie miał przy tym nic do powiedzenia. Następuje rozszczepienie pomiędzy tym, kto dokonuje ofiary, osadzając się jednocześnie w swej władzy i przywilejach, a tym, kto jest ofiarowywany. W tak rozumianych ofiarach w porządku religijnym można jeszcze dopatrywać się jakiegoś sensu, natomiast bez tego wymiaru sens całkowicie zanika. Ale nie zanikają role.

 

Ofiara

 

W jednej z najbardziej wyczerpujących publikacji dotyczących urazu, jakie opublikowane zostały w ostatnich dziesięcioleciach, Judith Herman pisze, że sednem doświadczenie ofiary jest brak możliwości obrony. Obrona lub ucieczka to naturalne tendencje w sytuacji zagrożenia. Pojawiają się więc reakcje, które sprzyjają podjęciu takich zachowań: pobudzenie, skoncentrowanie na chwili obecnej, strach i złość (Herman, 1998, s.45). W sytuacji ofiary reakcje te okazują się bezużyteczne. Mobilizacja, koncentracja i emocje nie spełniają swej funkcji, co nie znaczy, że znikają. Jednak – niewykorzystane – tracą sens i możliwość zastosowania. „Każdy z elementów zwykłej odpowiedzi na zagrożenie, utraciwszy swą funkcjonalność, ma tendencję do utrzymywania się w wynaturzonej formie jeszcze długo po przeminięciu bezpośredniego niebezpieczeństwa” (op. cit., s. 45). Peter Levine (1997) posuwa się jeszcze dalej twierdząc, że traumatyczne symptomy „nie są spowodowane przez ‘czynnik wywołujący’ sam w sobie. Wyrastają z zamrożonej, pozostałej energii, która nie została wykorzystana i rozładowana” (Levine, 1997, s.19 – tłum. aut.).

 

Traumatyczne doświadczenie narusza podstawowe poczucie autonomii i integralności, a czasem wręcz poczucie, że się naprawdę istnieje. Mówiąc metaforycznie, rola ofiary jest czarną dziurą, ziejącą pustką, nicością. Obrona czy jakakolwiek satysfakcjonująca reakcja jest niedostępna. Lub, być może, nie ma nikogo, kto mógłby tę reakcję wziąć w swoje ręce i wykonać. Ja się rozpadło, a jeszcze nie ukonstytuowała się żadna rola zastępcza. Na krótką chwilę lub na długo znika główna instancja integrująca całość funkcji psychicznych.

 

W tej sytuacji ofiary stają niejako „obok” swego doświadczenia. Mówi się więc o oddzieleniu, odcięciu i dystansie (Mindell, 1995, wyd. pol. 1998; Szymkiewicz-Kowalska i Duda, 2003). Urywa się kontakt ze znanym, przewidywalnym światem, ale także z własnymi odczuciami, tak jakby ofiara stawała się obcym sobie aktorem, a nie podmiotem rozgrywających się wydarzeń.

 

Wiąże się to z utratą poczucia sprawczości i kontroli, doświadczaną jako bezsilność i bezradność. Niemoc jest drugim, poza doświadczeniem pustki, podstawowym elementem doświadczenia ofiary. „Nic nie mogłem zrobić.” „Jeżeli próbowałabym się bronić, byłoby jeszcze gorzej.” Kontinuum siły i słabości rozpada się na dwa bieguny: cała moc jest po drugiej stronie, w doświadczeniu ofiary pozostaje tylko bezsilność.

Bezradność, ból, lęk to doświadczenia, które łączą się z rolą ofiary. Chcemy czy nie, stanowią one część ludzkiego losu. Nieprzyjęte, odrzucane przez nas samych, zatrzymują w nas energię. Zamknięte w dawnych historiach budują scenariusze, gdzie ofiara staje się rolą złożoną i niejednoznaczną. Niezgoda na to doświadczenie w połączeniu z nastrojem bezsilności tworzą drugą stronę roli ofiary.

 

W opisach wzorców czy archetypu „ofiary jako roli” pojawiają się dwa bieguny: z jednej strony cierpienie i bezradność, z drugiej – używanie tegoż cierpienia i bezradności dla osiągnięcia określonych celów. Kiedy rola ofiary wychodzi poza ewidentną sytuację przemocy i utrzymuje się w innych warunkach, ofiara nadal nie ma kontaktu ze swoją siłą. Poszukuje jej oskarżając i obwiniając. To daje jej namiastkę siły.

 

Carolyne Myss (2001) autorka popularnych książek wykorzystujących Jungowską ideę archetypu twierdzi, że archetyp ofiary wiąże się z niską samooceną, poczuciem bezsilności i tendencją do obwiniania innych i okoliczności za to, co się nią dzieje. Bezradność i ból mieszkają cały czas gdzieś w tle i organizują doświadczenie, działając z ukrycia. Ofiara w tym ujęciu nigdy i w żadnym stopniu nie bierze odpowiedzialności za konsekwencje swoich czynów. Nie jest podmiotem ani autorem swoich działań, wszystko jej się przydarza, a inni ponoszą winę za jej niepowodzenia, kłopoty i nieszczęścia.

 

Ofer Zur (1994) twierdzi, że psychologia ostatnich dziesięcioleci wzmocniła pozycję ofiary niekoniecznie w jednoznacznie pozytywnym kierunku. Umocnienie pozycji nie musi oznaczać jej transformacji. Identyfikując się nadal ze słabością i bezradnością, ofiara zaczyna działać z pozycji moralnej wyższości.

Tak rozumiana pozycja ofiary charakteryzuje się, jak pisze Zur, kilkoma charakterystycznymi właściwościami. Ofiara nie tylko nie jest winna w momencie samego zdarzenia – za to, co się zdarzyło – nie jest odpowiedzialna nigdy i w żadnym stopniu. Ma w związku z tym pełne prawo, by oskarżać i winić innych, i korzysta z tego prawa z poczuciem moralnej wyższości. Ma poczucie, że należy jej się jednoznaczna i ciągła sympatia ze strony innych. Jeżeli używa przemocy, to z poczuciem moralnej słuszności i przekonaniem, że ma do tego prawo, i że zawsze jest to w obronie własnej.

 

W praktyce bardzo często rola ofiary wiąże się z istnieniem wielu niedopełnionych scenariuszy. Tożsamość ofiary jest uwięziona pomiędzy bezradnością i bólem, na które nie ma miejsca, a siłą, do której nie ma dostępu.

 

W roli ofiary rozpacz i złość, bezradność i chęć odwetu, poczucie niższości i poczucie wyższości moralnej pojawiają się tuż obok siebie. Stąd szara strefa, w której za granicą bezradności czai się mściciel, oprawca lub terrorysta.

 

Mściciel

 

Mściciel to postać, która jasno identyfikuje się ze swoją siłą i nie waha się jej używać. Przeciwnie, jest skoncentrowana na tym, by się swoją siłą posłużyć dla zrealizowania celu, który uważa za słuszny i właściwy.

Zemsta, jak czytamy w Słowniku Języka Polskiego, to „odwet za zło, za doznaną krzywdę”. Carolyne Myss (2001) twierdzi, że sednem archetypu mściciela jest potrzeba wyrównania rachunków i zadośćuczynienia sprawiedliwości, czasem przy pomocy agresywnych środków.

Choć wielkie religie świata uczą wybaczania, istnieją w nich również przekazy dotyczące zemsty. Mindell pisze: „Zemsta jest formą duchowości, pewnym rodzajem duchowej mocy, który istnieje po to, by wyrównać niesprawiedliwość społeczną. W Biblii Bóg zaleca zasadę oko za oko w III Księdze Mojżeszowej” (Mindell, 1995, cyt. za wyd. pol. 1998, s. 64).

 

Mściciel zwykle dąży do wyrównania rachunków poza prawem obowiązującym w danej społeczności. Jest poza tym porządkiem, często więc w baśniach nosi maskę lub przebranie. Jednocześnie dobrze zna prawa danej społeczności i umie się w nich odnaleźć. Umie, ale nie chce, ponieważ nie godzi się na krzywdę, której doświadczył lub którą obserwował. Bywa więc ostatnim sprawiedliwym, wyposażonym w ponadnaturalne moce i przybywającym do świata, który zatracił poczucie porządku i ładu. Bruce Wayne widział morderstwo dokonane na jego rodzicach, i przysiągł, że poświęci życie, aby ich pomścić. „Poczucie krzywdy, gniew i chęć zemsty skłoniły go do walki ze złem i niesprawiedliwością na świecie. Po tym, jak odnalazł niezwykły kostium, został mrocznym rycerzem, obrońcą prawa w Gotham City” (cyt. za miesięcznikiem Focus, sierpień 2005, s.14)(Batman, 1989, reż. T. Burton; Batman Begins, 2005, reż. Ch. Nalan). Mściciel przynosi oprawcy wiadomość. Często nie wystarcza mu by tamten zginął; chce by wiedział za co. Mściciel z powieści Fredericka Forsytha (wyd. pol. 2004) stracił córkę, która została uwiedziona, wykorzystana i zamordowana. Wykorzystuje doświadczenie z wojny w Wietnamie, by dopaść mordercę, i w chwili, gdy tamten umiera, dokonujący zemsty ojciec wypowiada imię córki.

 

Mściciel może, jak tytułowy Desperado z filmu Roberto Rodriqueza (1995), dążyć do wyrównania własnych rachunków krzywd. Może też działać w obronie innych, tych, którzy sami nie mają sił i środków, aby się o sprawiedliwość ubiegać. Może być też po drugiej stronie prawa, jak Ojciec Chrzestny z filmu Francisa Forda Coppoli (1972) do którego po sprawiedliwość uda się ten, kto nie widzi możliwości uzyskania zadośćuczynienia w ramach obowiązującego prawa.

 

Kiedyś, podczas sesji terapeutycznej, jedna z moich pacjentek mówiła o bardzo bolesnej sytuacji zdrady. Jej partner, do którego miała ogromne zaufanie, wdał się w romans z sekretarką. W czasie tej sesji podstawowym doświadczeniem mojej pacjentki było odczucie rozdzierającego bólu w okolicy splotu słonecznego. Zastawiwszy poziom przeżyć emocjonalnych i interpretacji poznawczych skupiłyśmy się na doświadczeniach cielesnych. Początkowo ból stawał się wyraźniejszy, ostry, „tak jakby ktoś rozcinał wnętrzności wyostrzonym do granic możliwości sztyletem”. Później pacjentka spontanicznie zerwała się z miejsca i przeszła na drugą stronę – zaczęła wyobrażać sobie i odgrywać sytuację „rozcinania brzucha sztyletem”. Było w tym ogromne skupienie, koncentracja i moc. Jej ruchy były zdecydowane i ostre, a jednocześnie płynne i pełne swoistej gracji. „Czuję się, jakbym była kobietą z jakiegoś pradawnego plemienia. Ktoś bardzo skrzywdził mój lud. I moim jedynym celem w życiu jest to, by go pomścić. Jest taki moment, w którym dopadam tego, kto dokonał zbrodni. Wiem, że musi umrzeć. Ale robię to powoli.” W tym momencie, jak w pantomimicznym teatrze, zdecydowanym lecz powolnym ruchem rozcinała powietrze na wysokości brzucha wyobrażonego prześladowcy. Zatrzymała się nagle. „Jest taki moment, że on patrzy mi prosto w oczy i mówi: ‘To boli’. Nie mogę go już uratować, ale w jakimś innym sensie, w duchowym wymiarze wiem, że jest uratowany, bo poczuł ból”.

 

W tym sensie mściciel przywraca porządek cierpienia. W przeciwieństwie do wybawcy, którego celem jest to, by nikt nie cierpiał, mściciel doprowadza do tego, by cierpiały obie strony.

 

Mściciel zawiera w sobie obie perspektywy, jednak żadnej z nich nie przyjmuje do końca, na żadną z nich się nie godzi. Jego działanie organizuje się w reakcji na to, co stało się wcześniej, tak więc centrum jego działania leży na zewnątrz, po stronie tych, którzy zawinili. On sam „nie ma innego wyjścia”. W tym sensie cokolwiek robi, robi to ze względu na to, co się wydarzyło, bez poczucia wewnętrznej wolności. Po prostu musi dopełnić swego czynu.

 

 

Terrorysta

 

Terrorysta jest najbardziej wysuniętym w stronę prześladowcy przyczółkiem pozycji ofiary we współczesnym świecie.

Zjawisko terroryzmu politycznego jest jednocześnie młode i złożone. Pisanie o terroryście w kategoriach podobnych jak o innych rolach jest trudniejsze, ponieważ ten wzorzec nie jest jeszcze tak mocno osadzony w zbiorowej mitologii, a jednocześnie jest bardzo żywy na poziomie konkretnych wydarzeń społeczno-politycznych. Jednocześnie wydaje się, że staje się coraz popularniejszą formą reagowania na zranienia i warto, narażając się nawet na zarzut braku wystarczającego osadzenia w teorii i literaturze przedmiotu, przyjrzeć się tej roli.

Terrorysta w swoim mniemaniu jest ofiarą. Ucieka się do środków ostatecznych nie dlatego, że chce, lecz dlatego, że musi. Cierpienie i brak poczucia możliwości wyboru to cechy wspólne ofiary i terrorysty.

 

Bruce Hoffman (2001) w publikacji opartej na ponad dwudziestoletnich studiach nad zjawiskiem terroryzmu podkreśla, że terroryści nie identyfikują się z byciem terrorystami. Trwają „w nieustannej defensywie, zmuszeni do chwytania broni jedynie w obronie własnej i swoich prawdziwych lub wyimaginowanych zwolenników, których desperacja i brak sensownego wyboru zmusza do przemocy wobec represyjnego państwa, wobec drapieżnej rywalizującej grupy etnicznej czy nacjonalistycznej lub wobec niewrażliwego porządku międzynarodowego. (…) Terrorysta (…) nigdy nie przyzna, że jest terrorystą, co więcej, dołoży wszelkich starań, by uniknąć podobnych pomówień. (…) Terrorysta zawsze będzie utrzymywał, że to społeczeństwo albo rząd, albo system społeczno-ekonomiczny i jego prawa są prawdziwymi terrorystami, co więcej, gdyby nie ten ucisk, on sam nigdy nie poczułby potrzeby obrony własnej lub obrony społeczności, którą rzekomo reprezentuje” (Hoffman, 2001, s.28).

 

Świat, który wyznacza przyszłemu terroryście takie a nie inne miejsce w ramach obowiązującego porządku, jest światem nie do przyjęcia. Jednocześnie jest  głuchy, ślepy i nieczuły. Nie ma więc możliwości porozumienia. Terrorysta nie ubiega się o swoje prawa w ramach danego porządku. Jego celem jest to, by danym porządkiem wstrząsnąć lub by całkowicie go zniszczyć. To jest jedyna droga. Istniejący system, zdaniem terrorysty, nie ma najmniejszego powodu, żeby się zmienić.

Jak pisze Mindell: „Terrorysta jest duchem czasów, w których istnieje potrzeba zmiany kulturowej, lecz potrzeba ta jest blokowana” (Mindell, 1995, wyd. pol. 1998, s.90).

Jeśli zajrzymy do wnętrza roli terrorysty i poszukamy najgłębszych motywacji, odnajdziemy głęboki idealizm i potrzebę poświęcenia, która przyjmuje dramatyczną i niszczącą formę. Zdaniem A. i A. Mindellów ważne aspekty roli terrorysty to poszukiwanie wolności, dążenie do lepszego świata dla siebie i innych, gotowość do oddania życia za coś większego niż własne ja, ale także terror sam w sobie: wyparty lęk przemieniony w furię. W tym sensie, „terrorysta staje się lustrzanym odbiciem tego, czego nienawidzi najbardziej” (Mindell i Mindell, 2001).

Polityczni terroryści nie uznają konwencji międzynarodowych. Nie uznają potrzeby istnienia bezpiecznego gruntu, na którym mają się odbywać negocjacje. Im mniej bezpiecznie, tym lepiej. Im bardziej cały system drży, tym większe szanse, że coś się w końcu zmieni.

  1. Hoffman pisze: „…jedną z fundamentalnych raison d’etre terroryzmu międzynarodowego jest odmowa zaakceptowania ograniczeń wynikających z reguł wojennych i kodeksu postępowania. Międzynarodowy terroryzm gardzi każdą koncepcją ograniczenia terenów walki, nie respektuje również pojęcia terytorium neutralnego” (Hoffman, 2001, s.33).

 

Ponieważ porządek rzeczywistości uzgodnionej jest nie do przyjęcia, terrorysta często pojmuje swoje działania w innym wymiarze, z punktu widzenia innej rzeczywistości. Korzysta z religii i duchowości w sposób, który pozwala uzasadnić jego cele i metody.

 

Prześladowca

 

W języku potocznym i w teoriach psychologicznych używa się różnych pojęć określających rolę komplementarną wobec ofiary. Mówi się więc o prześladowcy (persecutor), oprawcy (opressor), sprawcy przemocy (perpetrator). Każde z tych pojęć akcentuje nieco inny aspekt roli. Wybieram pojęcie „prześladowca” jako tytuł ze względu na jego popularność w literaturze psychologicznej, jak i na to, że wydaje się najbardziej pojemne.

Prześladowca to ktoś, kto „gnębi, uciska, szykanuje” (Sobol, 2000). Pojęcia bliskoznaczne to ciemięzca (ktoś kto „pozbawia wolności swobodnego życia, nakłada ciężary, prześladuje, uciska” i „gnębiciel” (ktoś kto wywołuje niepokój, przygnębia, trapi, dręczy, nęka).

 

Prześladowca kojarzy się więc z siłą i władzą w jej negatywnym aspekcie: jest tym, kto owej władzy czy siły nadużywa, wykorzystując ja nie „dla” innych, lecz „przeciwko” swojej ofierze. Buduje swoją moc lub poczucie własnej wartości w relacji do kogoś, kto jest słabszy. W tym sensie potencjalna ofiara jest mu niezbędnie potrzebna, bo tylko przeglądając się w jej słabości, widzi swoją siłę.

 

Jest, lub dąży do tego by być, najwyższą instancją w pewnej rzeczywistości. To on definiuje świat i narzuca swoją definicję innym. Jego celem jest władza absolutna. Jeśli jest na szczycie danego porządku, władza ta będzie skupiona w jego rękach, jeśli jest niżej w hierarchii, dąży do tego, by wprowadzać i utrzymywać za wszelką cenę panowanie określonego porządku, w którym zajmuje wysoką pozycję. Jako reprezentant pewnego systemu może używać swojej pozycji do tego, by innych ustawiać w miejscach, w których sam nie chciałby się znaleźć. Tym samym, broniąc danego porządku, broni swojej pozycji i przywilejów. Ma władzę definiowania rzeczywistości i to jego definicja obowiązuje obie strony: oprawcę i ofiarę.

 

Prześladowca jest odcięty od bólu, który zadaje. Z jego punktu widzenia albo po prostu egzekwuje oczywiste prawa, albo karze tych, którzy dopuścili się przewinienia.

Działa albo w imię zaspokojenia swoich potrzeb, z poczuciem, że mu się to należy, albo w imię wyższych celów, w obronie pewnego porządku.

To właśnie prześladowca „przeszedł na ciemną stronę mocy” (używając metafory z Wojen gwiezdnych, wielkiego mitu naszych czasów[1]). To Wielki Cesarz Imperium, Darth Vader, Lord Voldemort, a także ci, którzy są posłuszni ich rozkazom.

Istotą „ciemnej strony mocy” jest to, że owa moc jest „pozbawiona serca” – a więc zamknięta na uczucia i kontakt. Jest absolutnie jednostronna. W najmniejszym nawet stopniu nie uwzględnia autonomii drugiej strony. Nie ma tam mowy o porozumieniu, porozumienie uwzględnia bowiem istnienie dwóch punktów widzenia. Po ciemnej stronie mocy istnieje tylko jeden punkt widzenia, któremu wszyscy muszą się podporządkować. Nie ma miejsca na różnorodność.

 

Prześladowca może przejść na „ciemną stronę mocy” świadomie. W baśniach to zraniony bohater, który po to, by wyrównać rachunki krzywd, mszcząc się za siebie lub innych, zdobywa dość mocy, by sięgnąć po władzę nad całym światem.

Zdarza się też, że ktoś wpada w pułapkę „ciemnej strony” przypadkiem. Nie wie, co robi. Działa w zgodzie z porządkiem, w którym wyrósł lub w którym się znalazł, i robi to, co do niego należy. Prześladowca jest wtedy ignorantem, który nie wie, co robi, a jest mu z tym wygodnie, ponieważ nikt nie zmusza go do zmiany. To do niego odnosi się biblijne „Wybaczcie im, bo nie wiedzą, co czynią”. Działa w zgodzie z porządkiem, który daje mu władzę i nie zawiera pomysłu na to, by uwzględniać

doświadczenie drugiej strony. Może nawet nie wiedzieć, że tę władzę posiada. Jak twierdzi Mindell: „Posiadanie rangi sprawia, że stajemy się nieświadomi (Mindell, 2003, s.360).

 

Judith Herman pisze, iż cechą prześladowcy, wywołującą największy niepokój i zamieszanie, jest jego „pozorna normalność”. „Wielu ludziom trudno jest pogodzić się z taką koncepcją. O ileż byłoby wygodniej, gdyby jego zboczenia i zaburzenia od razu rzuciły się w oczy. Ale tak nie jest. (…) Autorytatywni i skryci, prześladowcy czasem miewają manię wielkości a nawet paranoję – przy tym wszystkim świetnie zdają sobie jednak sprawę z mechanizmów funkcjonowania władzy i norm społecznych. Rzadko popadają w konflikt z prawem; wyszukują raczej sytuacje, w których ich tyrania jest tolerowana lub podziwiana. Potrafią się idealnie kamuflować i niewielu ludzi uwierzy, że osoby żyjące tak przyzwoicie mogłyby być zdolne do jakichś zbrodniczych czynów” (Herman, 1998, s.86).

 

Zgodnie z koncepcją Herman, podstawowym celem prześladowcy jest zniewolenie ofiary i przejęcie kontroli nad jej życiem. Jednocześnie dąży do on tego, by uzyskać jej aprobatę, podziw i miłość: „Wszystko wskazuje na to, że ostatecznym celem kata jest stworzenie ‘ofiary z własnej woli’.” (op. cit., s.86)

Ostatecznym aktem zniewolenia jest więc upewnienie oprawcy, że ofiara jest ofiarą dobrowolną.

Podstawowe metody, którymi posługują się prześladowcy, okazują się podobne niezależnie od tego, kto jest ofiarą. Polegają one, jak pisze Herman, na „powtarzającym się wywoływaniu urazu psychicznego”. Ich celem jest „wywołanie przerażenia i bezradności oraz zniszczenie jej poczucia własnego ‘ja’ w relacjach z innymi ludźmi” (op. cit., s.88). Prześladowca może narzucać szczegółowe reguły dotyczące pewnych aspektów lub całości życia ofiary, a nawet obdarzać ją swymi względami (co ofiara odbiera z wdzięcznością), aby jeszcze pewniej i gwałtowniej  przejmować kontrolę nad jej życiem. Stara się przy tym na tyle odizolować ją od innych, by mieć władzę definiowania jej wewnętrznej rzeczywistości.

 

Zakończymy ten fragment ostrzeżeniem Campbella: „Darth Vader nie rozwinął własnego człowieczeństwa. Jest biurokratą, kimś żyjącym w zgodzie nie ze sobą, lecz z narzuconym mu systemem. Jest to śmiertelne zagrożenie, stojące dziś przed nami wszystkimi. Czy system spłaszczy cię zupełnie i odbierze twoje człowieczeństwo, czy też potrafisz wykorzystać go dla osiągnięcia ludzkich celów?” (Campbell i Moyers, 1994, s.228).

 

 

Bohater

 

„Bohater to człowiek, który dał swoje życie za coś większego od siebie” (Campbell i Moyers, op. cit., s.196).

Przeogromna ilość mitów i baśni opisuje wędrówki i czyny bohaterów. Bohater zwykle wyrusza na wyprawę. Porzuca pewien znany świat (czasem dlatego, że chce, czasem dlatego, że musi) i podąża w nieznane. Wędruje głęboko w podziemne otchłanie, wysoko na szczyty lub daleko w odległe krainy. Poszukuje czegoś, czego w jego świecie brakuje. Po drodze mierzy się z rozmaitymi trudnościami, które pozwalają mu rozpoznać jego własną moc po to, by mógł jej użyć dla kogoś lub czegoś innego, niż jego własne Ja.

 

Campbell twierdzi, że „sednem problemu jest zatrata samego siebie, oddanie siebie samego jakiemuś wyższemu celowi (…) Przestając myśleć przede wszystkim o samym sobie i o własnym przetrwaniu, dokonujesz rzeczywiście heroicznej przemiany świadomości.” (op. cit., s.199).

 

Bohater może uratować ofiarę, pokonując prześladowcę. Może przy tym zostać wywyższony lub zginąć: heroizm zakłada ryzyko śmierci.

Różnica między bohaterem a prześladowcą jest taka, że podczas gdy bohater poświęca siebie, prześladowca poświęca innego. Prawdziwy bohater zawsze ma w sobie element bezinteresownej i dobrowolnej ofiary, w przypadku prześladowcy ofiara jest na zewnątrz.

Bohater przeznaczonej dla młodzieży powieści Izabell Allende (2004) w krytycznym momencie odnajduje w sobie gotowość ofiarowania tego, co naprawdę cenne: „przypomniał sobie słowa [szamana] Walimai o bezwzględnym prawie natury; kiedy się chce coś dostać, trzeba też coś dać. Przebiegł myślą swoje skromne mienie: kompas, scyzoryk i flet. Bez kompasu i scyzoryka mógł się obyć, i tak nie były zbyt przydatne, ale ze swego fletu – spadku po sławnym dziadku, instrumentu magicznej władzy nie mógł zrezygnować. Bez niego byłby zgubiony. Położył kompas i scyzoryk na ziemi i czekał. Nic. Ze skały nie spłynęła ani kropla.

Wtedy zrozumiał, że to żywa woda jest dla niego największym skarbem na świecie, czymś jedynym, co może uratować życie jego mamy. W zamian za to musi oddać coś, co ma najcenniejszego. Położył flet na ziemi, podczas gdy w jaskini rozbrzmiewały jeszcze jego ostatnie nuty. Natychmiast zaczęła płynąć cieniutka strużka wody.”

Bohater nie żebrze o wdzięczność ani nie próbuje nikogo przekupić. Ofiarowuje coś na mocy swej decyzji i z miejsca siły, a nie słabości.

Własna słabość jest jego przeciwnikiem. I tu pojawia się problem. Bohater, działający w dobrej wierze, broniąc wartości, które uznaje za słuszne, może przekroczyć subtelną granicę między pokonywaniem własnej słabości a polowaniem na słabość innych, między mierzeniem się z bólem a odcinaniem się od bólu. Mity zachodniej cywilizacji nie są tu jednoznaczne. Glen A. Mazis (1993) ukazuje, jak mit bohatera – Herkulesa kieruje przeżyciami wokół bólu i zranienia. Herkulesowy bohater nie zatrzymuje się przy doświadczeniu bólu. W pierwszym swym zadaniu dusi węże, symbol Ziemi i odwiecznych cykli, a nie zaprzyjaźnia się z nimi. Kolejne jego zadania odcinają go do własnej żeńskiej czy kobiecej strony. Herkules odcina głowy Hydrze, czyści stajnię Augiasza nie brukając sobie rąk tym co zbyt ziemskie, lecz zmieniając bieg rzeki, odrzuca dar miłości i bierze, to co chce, siłą. Mit o Herkulesie przedstawia pozytywne cechy bohatera – odwagę, waleczność, nieugiętość, zdecydowanie, lecz jednocześnie, zdaniem Mazisa, zbudowany jest na odcięciu się od ziemskiej, żeńskiej, czującej części doświadczenia.

 

Heroiczny mit wplątuje się w sytuację prześladowania na różne sposoby. Bohater, który nie ma wartego siebie przeciwnika, szuka możliwości zmierzenia się i wykazania swą mocą gdziekolwiek, choćby wobec słabszego. Mit się wypacza, pozostaje tylko element siły i patos.

 

Wczoraj w korku ulicznym stała przede mną furgonetka z młodymi żołnierzami ze służby zasadniczej, wracającymi do rezerwy. Siedzieli dużą grupą w otwartym samochodzie i bardzo głośno śpiewali. Melodia, rytm i barwa głosów przypominały marszową pieśń, zagrzewającą do boju, a na twarzach malował się wyraz niewzruszonej potęgi i siły. W tym momencie powoli zaczęły docierać do mnie słowa ich heroicznej pieśni. Nie przytoczę ich tutaj, nie tylko dlatego, że nie zapamiętałam dokładnie, ale dlatego, że z trudem mogłam wyłuskać treść spośród wulgaryzmów i przekleństw. Treść, w skrócie, dotyczyła tego, że oto rezerwiści wracają po odbyciu służby, a na dworcu czekają na nich dziewczyny z malutkimi dziećmi na ręku. A nasi dzielni wojacy demonstrują swą siłę obrzucając je stekiem wyzwisk, trzaskają drzwiami pociągu i odjeżdżają w przeciwnym kierunku z poczuciem, że odcinając się od tego, co zastali, bohatersko wygrali wielką bitwę. Fascynującym elementem tej całej historii był dla mnie heroizm, który próbował przedrzeć się wszelkimi dostępnymi środkami wyrazu. Niedojrzały chłopiec, który wykorzystuje młodziutką dziewczynę, i ma siłę, by ją porzucić bez cienia odpowiedzialności, urasta do rangi bohatera (oczywiście, można by zająć się też drugą stroną i tym, w jaki sposób nieświadoma i naiwna dziewczyna staja się ofiarą i jak dalej w tej pozycji trwa, ale to byłby temat innego fragmentu tej historii). Można spojrzeć na to krytycznie z moralnego punktu widzenia. Można też zobaczyć głęboką potrzebę heroicznych czynów, która, nie znalazłszy dla siebie miejsca, przyjmuje tak żałosną formę.

 

Wybawca

 

Archetyp wybawcy najpełniej w naszej kulturze wyraża postać Chrystusa. W buddyzmie reprezentuje go postać Boddhistawy, który po osiągnięciu oświecenia wraca w koło wcielenia czyli samsary, by zadbać o innych. Wybawcą w najgłębszym sensie staje się ten, kto dobrowolnie przyjmuje na siebie cierpienie lub śmierć po to, by innych od tego cierpienia uchronić. W odróżnieniu od „Boga”, wybawca, ten który staje się człowiekiem, jest podatny na zranienie. Możliwość odrzucenia, wykluczenia, a w konsekwencji śmierci przyjmuje jako świadomy wybór. Może zginąć, ale nie przestaje czuć, nie przestaje pamiętać, że jest zależny od innych, a tym samym wystawiony na ich dobrą lub złą wolę. I swoją postawą lub działaniem chce innym przypomnieć o wzajemnej współzależności, a tym samym wybawić od „śmierci” czyli absolutnej izolacji.

Rola wybawcy, podobnie jak opisywane wcześniej, nie jest już tak jednoznaczna. Wybawca często jest uformowany z nadziei ofiary, która nie ma siły lub nie ma dostępu do siły, która pozwoliłaby jej się obronić. Czasem rzecz rozgrywa się w rzeczywistości uzgodnionej. Pojawia się ktoś, kto staje w obronie maltretowanego dziecka, szykanowanej mniejszości, słabszych członków społeczeństwa. Wkracza do akcji, zabiera ofiarę do lepszego świata lub zmusza system do zmiany.

Wybawca mieszka również w krainie snów. Czasem pozostaje w sferze projektowanych na innych marzeń i nadziei, i wtedy, jak w „trójkącie dramatycznym” w analizie transakcyjnej, staje się elementem powtarzającej się gry.

 

Jedna z moich pacjentek opowiadała następujące zdarzenie:

„Byłam na przyjęciu z moim mężem. Ostatnio trochę nam się nie układa, ale nie jakoś dramatycznie. Tyle tylko, że we mnie to od razu budzi jakąś podstawową niepewność.

Na tym przyjęciu pojawił się pewien mój znajomy, z którym kilka lat wcześniej o mało nie wdałam się w romans. Wiedziałam że mu się podobam, i cieszyłam się że przyszedł.

Na początku było miło, czułam jego bliskość, ale potem pojawiła się jakaś panienka, którą się zainteresował. Zauważyłam, że robię się coraz bardziej napięta, i w końcu skłoniłam mojego męża, żebyśmy wyszli z przyjęcia wcześniej.

Obudziłam się w środku nocy krzycząc z przerażenia. Wstałam i zaczęłam powoli zbierać myśli. Czułam się przeraźliwie samotna, tak jakbym była opuszczona przez wszystkich i na zawsze, niezdolna do przeżycia. Jakimś kawałkiem przytomnej świadomości udało mi się spojrzeć z boku na to co przeżywam. Dotarło do mnie, że to moje dziecięce lęki związane z odrzuceniem, i że wciąż liczę na to, że pojawi się Wielki Wybawca i zostanie ze mną na zawsze. Mam normalną rodzinę, ale to za mało. Wystarczy odrobina niepewności i już szukam następnego wybawcy, a kiedy on nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań, wpadam w panikę!”

 

Wybawca jest też motywem powtarzającym się często w pracy z wcześniejszymi nadużyciami. Reprezentuje tę siłę, której w sytuacji nadużycia zabrakło, i bywa niezwykle pomocny w znajdowaniu lepszego rozwiązania. Jest supermanem, ciocią Basią, dobrą wróżką lub wielką wiedźmą i potrafi poradzić sobie z sytuacją, w której ofiara nadużycia była bezsilna. W paracy jednak chodzi nie o to, by znaleźć wybawcę na zewnątrz, lecz o to, aby tę siłę odnaleźć w sobie.

 

 

„W każdym z nas mieszka malutki Darth Vader…” czyli kilka słów podsumowania

 

W czasie wielu kolejnych sesji terapeutycznych pewna kobieta zajmowała się swoimi przeżyciami związanymi ze zdradą. Przez kilka lat była w bardzo szczęśliwym związku. Jedynym poważnym problemem było to, że matka jej narzeczonego była bardzo niechętna ich związkowi. W pewnym momencie jednak jej narzeczony zdecydował się na to, by zrobić radykalny krok i wziąć ślub. Nagle, już po podjęciu tej wspólnej decyzji, narzeczony zostawił ją i związał się z inną kobietą.

„To niemożliwe, nadal nie mogę uwierzyć w to, co się stało… Nawet jeśli próbuję to sobie wytłumaczyć strachem przed matką i przed zobowiązaniem, wciąż wracam do tego, że to niemożliwe…

Mówiąc to oddychała ciężko.

Coś się dzieje z twoim oddechem…

Chrypi, jest ciężki i głośny…

Oddychaj w ten sposób – hrrr, hrr… – to wydech jest głośny i ciężki

Darth Vader!

Darth Vader?

Tak oddychał Darth Vader. Jesteśmy na ciemnej stronie mocy. Czuję to w sobie. Czuję taki kawałek, który jest po stronie Imperium. W tym miejscu nic mnie nie obchodzi, tylko moc. Przed chwilą byłam bezradna i słaba, ale tu jest zupełnie inaczej. Z tej perspektywy to co jest po drugiej stronie, to tylko naiwne sny i wystawianie się na ból… Nie chcę być po „ciemnej stronie mocy”, ale jednocześnie po raz pierwszy od wielu miesięcy poczułam ulgę. Jakby coś do mnie dotarło. Że w każdym z nas mieszka taki malutki Darth Vader, i nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie przejmie kontroli nad całością. To jest część ludzkiej kondycji, taka możliwość jest nam dana. Wybierasz moc żeby nie czuć bólu i strachu, nawet jeśli ta moc rani innych. Z tego miejsca możesz zdradzić, wydać Jezusa, bo przed chwilą zdałaś sobie sprawę, że czegoś nie udźwigniesz, ale nie chcesz wiedzieć, że nie udźwigniesz, więc biegniesz służyć Imperatorowi. I już nie ma słabości, już jej nie czujesz, jest tylko moc.

Chyba po raz pierwszy jestem w stanie go zrozumieć. Mojego narzeczonego. Bo dotarło do mnie, że ja też mam w sobie taką część, która mogłaby zdradzić.”

 

W każdym z nas „mieszka” potencjalnie zarówno Darth Vader, jak i bezbronna ofiara, terrorysta i bohater, mściciel i wybawca.

Każda z tych ról prezentuje pewną cząstkę ludzkiego losu, formę, w którą nasze doświadczenie w polu zranień może się ubrać. Bohater, ofiara czy terrorysta, tak w wewnętrznym świecie, jak i w rzeczywistości uzgodnionej, trzyma się swego punktu widzenia i swego scenariusza.

Bezstronny obserwator może zauważyć, że w polu pojawiają się sygnały niepasujące do danej roli, podczas gdy osoba nadal pozostaje uwięziona w jej wnętrzu. Podążanie za sygnałami pozwala zmienić dotychczasową pozycję, albo znaleźć w swoim wnętrzu różne postaci i spojrzeć na nie ze współczuciem.

 

Z punktu widzenia bezstronnego świadka wszystkie te postaci są naszymi gośćmi. Mogą pojawić się w polu naszej uwagi po to, by pomóc nam zrozumieć fragment naszego doświadczenia. Ale mogą też przejąć kontrolę i rozgrywać dalej swoją grę w zewnętrznym świecie.

 

Bibliografia:

 

Artykuł ten, będący fragmentem książki „Zranione stany świadomości”, ukazał się w roku 2005 w czasopiśmie ALBO-albo, Wydawnictwo Eneteia

 

 

 

[1] Saga w reż. Georga Lucasa obejmująca sześć filmów: „Gwiezdne wojny” (1977), „Imperium kontratakuje” (1980), „Powrót Jedi” (1983), „Mroczne widmo” (1999), „Atak klonów” (2002), „ Zemsta sithów” (2005).